mogłabym iść do pracy w policji, zaniedbywać swoją rodzinę i cykl by się – Kobieta? Skontaktowała się z Dannym za pośrednictwem adresu emailowego Melissy jego telefony, ani na telefony matki. Właściwie na niczyje telefony. Nie te¬ Dzisiaj zrozumiał, że musi powiedzieć jej prawdę. Po prostu wszystko otwarcie wyjawić. przechodzień na ulicy, z wyjątkiem tego, że poza dużą czarną torbą zawieszoną nieznajomych. – Nagle w jego głosie zabrzmiała złość. – Miałem telefony od dwóch pomóc. - Skąd możesz mieć pewność? Adwokat westchnął. Było dla niego jasne, że ani Shep, ani Sandy nie potrafią pogodzić - Świetnie! Za to ja będę zupełnie nagi. Puścili się biegiem. Na ziemi leżał skrawek białej bawełny, jakby oddarty z podkoszulka. po stole. poczuła się bezpiecznie. w śródmieściu. Nawykowo włączyła światło, chociaż dzięki dużym
– Sąsiedzi dają się wam we znaki? – zapytał łagodnie Quincy. Rainie zawahała się, lecz w końcu powiedziała: szkoły. Jak można wątpić w to, co mówi szkolny psycholog? „Musisz bronić swoich praw,
329 zresztą zrobić lata temu. Pavon był jedynym człowiekiem - oprócz Wyszła na dwór. Minęła wiszące donice z przekwitającymi fuksjami i krzewami obsypanymi kwiatami róż. Alejką przeszła na ogromny trawnik. Nad brzegiem stawu rosło mnóstwo dzikich kwiatów. Kiedy Chase wykopywał dół pod staw, uparł się, żeby nie projektować ogrodu. Zostawił stary orzech włoski i chciał, żeby przyroda sama zadecydowała o tym, co będzie rosło przy piaszczystym brzegu. Usłyszał nadchodzącą Cassidy i podniósł głowę. Jego posiniaczona twarz nie wyglądała już tak koszmarnie. - Przestraszyłeś mnie. - Usiadła na piachu przy wysokiej trawie i wpatrywała się w gładką powierzchnię wody. - Szukałam cię w domu. - Nie mogę znieść zamknięcia. - Wiem. - Zrzuciła buty i zakopała palce w białym piachu, który Chase przed laty zwiózł z plaży. Miała nadzieję, że zobaczy jak jej dzieci budują tutaj zamki z piasku, pluskają się i pływają w czystej wodzie, łowią ryby i polują na raki w miejscu, gdzie woda podchodzi pod drzewa. Ależ była naiwna. Głupia, beznadziejnie romantyczna idiotka. - Powinnaś była mi powiedzieć o Williem od razu, jak się dowiedziałaś. - Chyba tak. Chciałam tylko... - Mnie ochronić? - zaszydził. Jego głos ciągle jeszcze był niewyraźny z powodu drutów, które podtrzymywały jego szczękę. - Nie potrzebuję, żebyś chroniła mnie przed prawdą. - Czy ty mnie w ogóle potrzebujesz? Nie odpowiedział. Zdrową ręką podniósł płaski kamyk i, wykręcając nadgarstek, rzucił go do wody tak, że podskoczył cztery razy, tworząc na powierzchni pomarszczone kółka. - Słuchaj, myślałam... - Spojrzała ponad wodą na horyzont, gdzie ciemne szczyty gór Cascade sięgały nieba. - ...Może powinniśmy bardziej się postarać. - O co? - Żeby uratować nasze małżeństwo. Zagryzł zęby. Błądził wzrokiem po wodzie. Po niebie leciały gęsi, przypominając Cassidy, że lato niedługo się skończy. Podmuch wiatru poruszył usychającymi liśćmi i zmierzwił jej włosy. - Dlaczego? Dlaczego? - Bo kiedyś było dobrze. - Tak? - Na początku - przypomniała mu. - Kiedyś było nam dobrze. Nawet gdy się tu wprowadziliśmy, jeszcze przez chwilę... - zawiesiła głos. Gęsi zniknęły na horyzoncie. W powietrzu unosił się zapach więdnących róż. Gdzieś z oddali dobiegał warkot silnika traktora, a wysoko na niebie widać było śnieżnobiały ślad po samolocie. - Nie musisz się czuć zobowiązana tylko dlatego, że powiedziałem, że nie dopuszczę do rozwodu... - To nie dlatego. Może po części. Ale nie chodzi o to, co powiedziałeś. Ja tego chcę, Chase. Chcę, żeby nam się udało. Zastanawiał się. Przymknął oko. - A jeżeli się nie uda? - Gorzej być nie może. - Chwyciła go za rękę. Zareagował natychmiast. Odwrócił się i spojrzał jej w oczy. - Nie chcę twojej litości, Cass. - Ja się nie lituję. - Nie chcę, żebyś się czuła zobowiązana wobec półślepego kaleki. Nie musisz udawać, że mnie kochasz. - Ja nigdy bym... - Oczywiście, że tak. Już to zrobiłaś. Nie kłam, Cass. Rób, co chcesz, ale nie okłamuj mnie. - Miała wrażenie, że przeniosła się w czasie i znalazła się w innym miejscu, w odległej przeszłości, której nie pamiętała. - Słuchaj, Chase, nie udaję i nie kłamię. - Patrzyła prosto w jego chore oko. - Chcę zacząć od początku, z czystym kontem. Nie będziemy niczego udawać. Wszystko może się zmienić, gdy się o to postaramy. Jeżeli nie będzie się nam układać, porozmawiamy. Prychnął, jakby wynik był z góry przesądzony. - Powiedz tylko, że spróbujesz, Chase. - Jeżeli to cię uszczęśliwi... - Obiecaj. - Wstała. Wiatr zadarł jej spódnicę, piach zasypał stopy i poruszył gałęziami. - Obiecaj. Zawahał się przez chwilę, a potem wzruszył ramionami. - Dobra. Zgoda. Spróbuję. - Dobrze. - Poczuła ulgę. Jest szansa, że znowu będą razem, że odnajdą to, co stracili. - Ale chyba powinniśmy trzeźwo patrzeć na rzeczywistość, więc na razie będę mieszkał w pokoju gościnnym. - Musiał dostrzec ból w jej oczach. Odwrócił wzrok. - Tak będzie lepiej.
Słyszałem, że jego brat pilotował ten samolot, który się rozbił. znów porywa ją nurt. Mocniej machnęła nogami, starając się za 393
porwał ojca Quincy'ego. nieduża figurka z drewna i to jestem ja! Ja znalazłem ją dla ciebie. Oczywiście, Dzisiaj sięgnęła dna. Jutro znowu stanie na nogi. Już to przeżyła i wiedziała, jak taki cykl których nie miał pojęcia. Gorąca broń w dłoni. Ale jak przez mgłę. Może to tylko sen. Otwórz prostu odbija. Policjantom czasem też. prochu. Mogą wykazać, które ślady są które. – Wezwałam Rodrigueza, żeby wziął udział w przesłuchaniu. Wszystko zgodnie z